„Podnieś się, Jeruzalem”.
Dość szyderstw, upokorzeń, krzywdy; Pan przychodzi „do swoich”, a oni jak „dzieci… rozradowane, że Bóg o nich pamiętał”.
Nie lęk przed „rzeczami ostatecznymi”, ale radość z przyjścia Pana, to najbardziej czytelny znak wierzącego ludu. „Tamto musi przyjść”, ale to ważniejsze; Bóg stworzył z miłości i nigdy nie przestał nas kochać. Nie tylko widzi nasze upokorzenia, ale razem z nami cierpi. Aby tę miłość objawić, przysyła swego Syna. „Było to w piętnastym roku rządów Tyberiusza…”. W nasz czas, w nasze, nie zawsze piękne sprawy, wchodzi Bóg i to nie jako pan i władca, ale jako „szary obywatel” ziemi. Kampanii też nie miał, tylko ogłoszenie; urzędowe, bo przez proroka Jana, ale skromne: „obchodził okolicę nad Jordanem i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów”. Był to umówiony znak rozpoznawczy, czekali na niego „królowie, prorocy”, a teraz – część ludu wybranego. Dla nich nie mogło być wiadomości radośniejszej, oni nie potrzebowali reklamy; uwierzyli Synowi Zachariasza i dotąd będą przychodzić do niego, aż usłyszą: „oto Baranek Boży”. To oni zaniosą Nowinę wszystkim, którzy się na nią otworzą, np. do Filippi św. Paweł. Oni przejmą dziedzictwo narodu wybranego, oni staną się radością Apostoła i jego serdeczną troską: „modlę się o to, aby miłość wasza doskonaliła się… abyście byli czyści na dzień Chrystusa, napełnieni plonem sprawiedliwości”. To najważniejsze – wykorzystać każdy dzień, każde doświadczenie i doskonalić się w miłości, upodabniać do swego Ojca w niebie.
Dziś także słychać „Głos wołającego na pustyni: prostujcie drogę Panu”. Znamy ten głos, ale czy chętnie słuchamy i czy idziemy za nim?
Jak pięknie zaplanowałeś życie człowieka, Panie! Uczysz go pragnąć pełni szczęścia i Sam to pragnienie sycisz; dowodem i zapowiedzią – Chleb Eucharystyczny. Tyle dajesz na ziemi; cóż dopiero w niebie! Więc „czekam na Ciebie, dobry Boże”, jestem człowiekiem adwentu.
Czekam „doskonaląc się w miłości”.
ks. M.R.
Gazetka „Ave Maria” 49/1994
Ba 5, 1-9
Flp 1, 4-6. 8-11
Łk 3, 1-6