Proboszcz

Historia

fot. Archiwum prywatne
Ks. Marian Rajchel

Początki parafii NMP Królowej Polski związane są ściśle z plebanią położoną na działce należącej do parafii farnej na Przygrodziu przy dawnej ul. Lwowskiej, obecnie 3-go Maja. Plebania została wybudowana staraniem ówczesnego proboszcza parafii farnej ks. Tomasza Olexińskiego i poświęcona w roku 1894. W roku 1960 władze miejskie przejęły większą część ogrodu, a dwa lata później zajęły siłą kilka pomieszczeń na plebanii i osadziły tam lokatorów. Ks. proboszcz Władysław Opaliński chcąc ratować przed dalszym zaplanowanym zajęciem plebanii w dużej sali jadalnej na piętrze urządził kaplicę.

W 1975 roku z polecenia ks. bpa ordynariusza rektorat kaplicy objął ks. Marian Rajchel, który zamieszkał na plebanii i podjął systematyczną pracę duszpasterską. Przystąpiono także do urządzenia kaplicy na parterze plebanii. Dnia 14 marca 1977 roku ordynariusz przemyski ks. bp Ignacy Tokarczuk dokonał poświęcenia kaplicy, która otrzymała tytuł Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski, a dekretem Kurii Biskupiej w Przemyślu z dnia 15 sierpnia 1977 roku przy poświęconej kaplicy utworzono parafię.

Pierwszym proboszczem tej parafii został, dotychczasowy rektor kaplicy, ks. Marian Rajchel. W tym samym roku podjęto plany zbudowania obszernej kaplicy, która pomieściłaby większą liczbę parafian. Gorliwość proboszcza i wiernych doprowadziła do szybkiego ukończenia drewnianej kaplicy. Pierwszą Mszę św. w nowej kaplicy odprawiono w wigilię Bożego Narodzenia, a dnia 6 stycznia 1978 roku ks. bp Tadeusz Błaszkiewicz dokonał poświęcenia nowego obiektu sakralnego.

Najważniejsze dla nas: nie zmarnować życia,
nie zaprzepaścić szansy do składania świadectwa!

ks. Marian Rajchel
fot. Archiwum prywatne
Ks. Marian Rajchel

Wkrótce zaczęto też myśleć o budowie murowanej świątyni. Po wielu staraniach proboszcza i wiernych, władze miejskie i wojewódzkie dnia 8 września 1982 roku zezwoliły na budowę nowego kościoła i jeszcze tego samego roku przystąpiono do prac budowlanych. Dwupoziomowy kościół projektu Adolfa SzczepińskiegoMieczysława Wilbika i Jolanty Błaszczyk, przy dużej ofiarności parafian, ukończono w 1985 roku. Poświęcenia świątyni dokonał w dniu 10 marca 1985 roku ks. bp Ignacy Tokarczuk, a konsekracji ówczesny Metropolita Przemyski ks. abp Józef Michalik dnia 20 marca 1995 roku. Dla potrzeb duszpasterskich zbudowano także budynek katechetyczny oraz księgarnię św. Maksymiliana. Dla sióstr służebniczek wybudowano dom zakonny, a w nim ochronkę dla dzieci przedszkolnych. Wraz z prowadzonymi budowami rozwijało się życie duchowe i charytatywne parafii. Powstało wiele wspólnot i grup modlitewnych, Kuchnia im. św. Brata Alberta wspierająca ubogich i bezdomnych, jak również staraniem ks. prałata Mariana Rajchla powołano katolickie Radio „Ave Maria”. Katechizacją objęto dzieci i młodzież ze szkół znajdujących się na terenie parafii.

Ks. Proboszcz oczami wikariuszy

fot. Archiwum prywatne
Ks. Marian Rajchel

Pod koniec czerwca 1977 r. zostałem przeniesiony z Medyni Głogowskiej do Jarosławia na ulicę 3-go Maja. Od ulicy 3-go Maja, wśród obszernego ogrodu, owocowych drzew i krzaków, prezentował się okazały, piętrowy, przypominający szlachecki pałacyk, budynek dawnej plebanii, gdy Jarosław i okolice stanowiły jedną parafię – wspomina ks. Adam Pietrucha. W książce wydanej z okazji 50-lecia kapłaństwa ks. prałata Mariana Rajchla odnotował szczegółowo prace modernizacyjne w budynku plebanii. Przez opisanie obrazu warunków, w jakich rozpoczął działalność ks. Rajchel, tym mocniej kreślę jego sylwetkę duchową, gdyż wielu – będąc w jego sytuacji – nie podjęłoby żadnych działań. Dodaje również, że: ksiądz Marian, dzięki swej otwartej kapłańskiej postawie, w krótkim czasie zgromadził wokół siebie różne osoby, które, obdarzone różnymi talentami, ubogacały liturgię w sposób wskazany przez Sobór Watykański II

Ks. Zbigniew Kołodziej podkreśla: Lubiliśmy go, ale też czuliśmy pewien respekt. Nie tylko dlatego, że był naszym proboszczem, ale z powodu energicznego temperamentu i ciętego języka. Bardzo łatwo było go zdenerwować i oberwać reprymendę, jeśli zauważył jakieś niedbalstwo w sprawach Bożych. Na tej płaszczyźnie był bardzo wymagający – wobec siebie i nas. Najczęściej obrywaliśmy za niechęć do pracy w radiu. Był taki czas, że duszpasterstwo przez rozgłośnię radiową było Jego oczkiem w głowie, a myśmy tego nie rozumieli. Z powodu jego gorliwości i niegasnącej miłości do radia nazywaliśmy go prywatnie Maksymilianem Kolbe. Z wyglądu nawet trochę go przypominał. 

Natomiast w sprawach duszpasterskich był Bożym szaleńcem, chociażby tylko dlatego, że były to czasy trudne dla wolności Kościoła, a on poza duszpasterstwem tradycyjnym potrafił prowadzić różne grupy parafialne, drukować gazetkę parafialną i jeszcze pracować w radiu. 

Dla mnie jego gorliwość i tempo pracy dla Kościoła i chwały Bożej były nieosiągalne. Gdybym nawet chciał, nie potrafiłbym mu dorównać. Uważam, że miał dar słowa. Potrafił stać na ambonie bez uprzedniego specjalnego przygotowania i głosić bardzo treściwe i interesujące, długie kazanie. Co roku starał się o inny wystrój szopki i Grobu Pańskiego. Często umieszczał w nich motywy patriotyczne. Jako jedyny Proboszcz w Jarosławiu (co miało też swój smak liturgiczny) urządzał procesje rezurekcyjne w Wielką Sobotę po Mszy świętej. Mieszkańcy Jarosławia mieli dobrą okazję do przeżywania Rezurekcji dwa razy (raz w sobotę w Królowej Polski, a w niedzielę rano w swoich parafiach). 

Prowadził głębokie życie duchowe. Często przesiadywał w konfesjonale, gdzie w wolnych od penitentów chwilach modlił się na brewiarzu. W relacjach z ludźmi był ceniony i szanowany. W rozmowach bardzo bezpośredni – mówił wprost to, co myślał i tym niekiedy zrażał ludzi, bo prawda o sobie zwykle boli. 

Jestem pewien, że wszystkich księży, którzy pracowali w parafii Królowej Polski pod patronatem ks. proboszcza Mariana Rajchla, uczył poprawnej postawy kapłańskiej. Dla mnie był i jest skromnym człowiekiem, ale wielkim kapłanem na miarę dzisiejszych czasów. 

ks. Zbigniew Kołodziej

Nie wystarczy mówić: „jestem katolikiem”, a popierać wrogów Kościoła,
trzeba życiem potwierdzić deklaracje, stanąć przy Chrystusie
opuszczonym, wyszydzonym, ukrzyżowanym.

ks. Marian Rajchel
fot. Archiwum prywatne
Ks. Marian Rajchel

Pochodzący z parafii NMP Królowej Polski ks. Janusz Marszałek dzieli się swoimi spostrzeżeniami: Niezłomność i nieustępliwość ks. Mariana oraz gorąca modlitwa w intencji budowy kościoła, sprawiły, że naprawdę działy się rzeczy nadzwyczajne. Powstawało bowiem wielkie dzieło, dzieło Boże – nikt nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Pamiętam rekolekcje adwentowe, kiedy głoszący je kapłan powiedział, że w tej prowizorycznej drewnianej kaplicy czuje się tak ciepło i rodzinnie – nawet gdzieś zauważył pajęczynę – niczym w szopce betlejemskiej. Choć ks. Marian się zarumienił, to jednak wszyscy odebrali to bardzo pozytywnie – przygotowywano się do Świąt w nowej świątyni, która niczym stajenka stała się miejscem spotkania Boga z człowiekiem.

Do dziś nie powiem inaczej o ks. prałacie Marianie – jak tylko mój Proboszcz, mój Mistrz, mój Nauczyciel, bo do dnia dzisiejszego uważam się za jego pełnoprawnego wychowanka. Jest dla mnie i dla wielu ludzi, których znam z naszej parafii, naszego miasta oraz wśród wielu osób duchownych, nieocenionym autorytetem w wielu dziedzinach, jest człowiekiem bezkompromisowym, który nigdy nie szedł na żadne układy ze złem, nazywając po imieniu rzeczy i zjawiska takimi, jakie są.

Kiedyś w czasie katechezy w klasie siódmej ktoś zapukał do drzwi, ks. Marian wyszedł na chwilę wywołany przez kierownika budowy. Po chwili wrócił, mówiąc: „Jak trzeba, to trzeba!” i zapytał: „Przyjechał transport z cegłami. Kto pójdzie rozładować, jest zwolniony z lekcji!”. Zgłosiliśmy się na ochotnika. Na placu zobaczyliśmy grupę kolegów z innej klasy z ks. wikariuszem, którzy już pracowali. Nikt nie miał żadnych obiekcji: tak jak możemy i potrafimy, chcemy pomóc przy budowie.  …

Ile razy przypominam sobie najważniejsze spotkania z Ks. Prałatem, zawsze widzę w nich człowieka skupionego i głęboko zamyślonego, człowieka, który potrafił upomnieć, ba! – nawet zganić, ale z najtrudniejszej sytuacji zawsze wychodził z uśmiechem. Kiedy wydawało się, że jest naprawdę zdenerwowany, on w najmniej spodziewanym momencie potrafił powiedzieć coś żartobliwego. Jako doświadczony psycholog potrafił stonować panujące napięcie. 

W jego postawie i zachowaniu była zauważalna naturalna szczerość, prostolinijność z odrobiną humoru. Od samego początku postrzegałem go jako człowieka modlitwy. I to nie tylko tej tradycyjnej. Był w kościele jak odmawiano różaniec, był, jak po Mszy odmawiano Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Uważam go – jak św. Paweł uznawał ucznia Pańskiego Ananiasza – za mojego pierwszego trenera i mistrza modlitwy. 

Od samego początku wszyscy, którzy spotykali Ks. Prałata na swojej drodze nie mieli żadnej wątpliwości, że jest to Kapłan wielkiego formatu. Dziś często mówi się o kimś, że jest z powołania. O ks. prałacie Marianie od początku jego działalności w Jarosławiu mówiono, że jest to Kapłan z wielkiego powołania!

ks. Janusz Marszałek

Trzeba na polecenie Jezusa wsiąść do łodzi i płynąć
mimo niesprzyjających wiatrów, wierząc, że On jest blisko.

ks. Marian Rajchel
fot. Archiwum prywatne
Ks. Marian Rajchel

Budowniczy kościoła

Wracam myślami do pierwszego spotkania z Księdzem Proboszczem. Zapoznałem się wtedy z projektem kościoła opracowanym przez wykładowcę architektury Politechniki Warszawskiej pana Adolfa Szczepińskiego, z programem robót, z zakresem wstępnych prac, ze stanem posiadanego zaplecza technicznego i materiałowego – pisze Zenon Sznajder, kierownik budowy kościoła pw. NMP Królowej Polski  w Jarosławiu w latach 1982-85. Stwierdziłem, że mój przyszły Szef, jak na księdza, posiada dużą wiedzę z architektury i budownictwa. Wtedy dowiedziałem się, że na studiach Ksiądz Proboszcz miał (i lubił) wykłady z architektury kościelnej oraz że w swojej pierwszej parafii wybudował kościół. Mój przyszły Szef był młody, pełen energii, wiedzy, zapału do pracy i ufności w pomoc ludzką i Bożą.

Budowa kościoła w trudnych czasach wymagała niezwykłej logistyki i ogromnych nakładów finansowych. Zenon Sznajder wyjaśnia: Proboszcz nie mówił do parafian o braku środków, a pieniądze w potrzebnym czasie napływały. Pomocą były, między innymi, złożone przez wiernych w formie pożyczki fundusze depozytowe, które łatały dziury w budżecie. Inne środki – to darowizny na budowę kościoła z innych parafii. Darowizny wpływały też na budowę kościoła z wielu miejscowości Polski, gdzie ksiądz prowadził misje – rekolekcje. Stałą dotacją była darowana na rzecz budowy kościoła emerytura Mamy księdza proboszcza. Ta kochana starsza Pani zajmowała się gospodarką parafialną, pomagała przy remontach bieżących pomieszczeń parafii, prowadziła kuchnię dla księży, prała odzież.

Kierownik budowy podkreśla również, że w pracy na budowie ksiądz proboszcz przodował. Społecznicy wrzucali po dwie łopaty do betoniarki, w tym czasie ksiądz proboszcz trzy. Przy montażu zbrojenia dorównywał paniom, które dziergały, często przy współudziale Księdza, stalowy pancerz słupów, belek i ław fundamentowych. Ksiądz proboszcz był dobrym organizatorem pracy. Rozważny w decyzjach, spostrzegawczy i szybki w słowie. Mało w tym czasie odpoczywał, wstawał wcześnie rano, a spać szedł późno. Rano wychodził na budowę i do ogrodu. 

Pewnego ranka, gdzieś przed godziną szóstą rano, mój przyjaciel obmurowywał ścianę frontowej wieży kościoła, pracowników jeszcze nie było, ja w pokoiku biurowym na piętrze budynku socjalnego wypełniałem dziennik budowy. Okno miałem otwarte. Ksiądz proboszcz otworzył okno pokoju budynku parafialnego, był gdzieś na wojażach, wrócił w nocy i powiedział nam „Szczęść Boże”. Do mnie skierował ze śmiechem pytanie: „czy to nie za wysoko?”. Faktycznie było to obmurowanie o dwie czy trzy warstwy cegieł za wysoko. Taki z naszego księdza proboszcza był architekt, a oko, mimo okularów, miał dobre. Poza tym kochał budowanie.

Zenon Sznajder

Jezus słucha, jest cierpliwy wyrozumiały, nie znosi tylko obłudy.
Kiedy wyczerpani milkniemy wreszcie, On zaczyna mówić.

ks. Marian Rajchel
fot. Archiwum prywatne
Ks. Marian Rajchel

Kolejny parafianin i budowniczy kościoła, Henryk Głąb, pisze: Jestem wdzięczny Bogu za to, że mogłem na swojej życiowej drodze spotkać księdza Mariana Rajchla, który przez 22 lata był proboszczem parafii NMP Królowej Polski w Jarosławiu.

Od pierwszych dni pobytu w Jarosławiu (1975 r.) ksiądz Marian rozpoczął intensywną i systematyczną pracę duszpasterską. Pierwszymi działaniami księdza było urządzenie kaplicy na parterze plebanii oraz  przygotowanie punktu katechetycznego dla dzieci i młodzieży z pobliskich szkół w pomieszczeniach gospodarczych. Ze względu na coraz większe potrzeby istniejącej już parafii w roku 1977 podjęto decyzję o zbudowaniu drewnianej, większej kaplicy. Pierwszą Mszę św. odprawiono w Wigilię Bożego Narodzenia w 1977 r. Pamiętam tę zimną, grudniową noc – Pasterka w Jarosławskiej Szopce – jedyna, niepowtarzalna, jakby cud narodzin naszego Pana wydarzył się blisko nas, tak głęboko przeżywany dzięki atmosferze, jaka wówczas towarzyszyła uroczystej Mszy św. I radość – mamy świątynię – mamy miejsce na modlitwy. I składanie naszych podziękowań, i próśb zarówno Bogu, jak i Patronce parafii – Najświętszej Maryi Pannie Królowej Polski.  

fot. Archiwum prywatne
Ks. Marian Rajchel

Z upływem lat okazało się, że wobec dynamicznie rozwijającej się parafii i rosnącej liczby wiernych drewniana kaplica jest zbyt mała. Proboszcz z jeszcze większą energią podjął starania o budowę murowanej świątyni. Zezwolenie na budowę kościoła uzyskano we wrześniu 1982 r.. Organizowałem też brygadę robotniczą w bloku, w którym mieszkałem. Mogłem więc z bliska obserwować działalność księdza proboszcza.  

Materiały budowlane i ciężki sprzęt budowlany zdobywał ksiądz proboszcz różnymi sposobami, do dzisiaj mi nieznanymi. Były to bowiem czasy, w których towary deficytowe nie kupowało się, lecz „załatwiało” lub „organizowało”. Wiem jednak na pewno, że ksiądz Marian zdecydowanie odrzucał wszelkie propozycje dotyczące nie do końca legalnego pozyskiwania materiałów i maszyn

Świadomość trudności finansowych w niejednym z nas, członków Rady Parafialnej budziła niepokój, a równocześnie podziw dla niezłomnej postawy księdza Mariana Rajchla. 

Pan Henryk, podobnie, jak inni parafianie wyraża wdzięczność ks. proboszczowi za długoletnią posługę kapłańską. Posługę, która jest, według mnie, świadectwem obecności Boga wśród nas, posługę pełną poświęcenia, zaangażowania, bez oglądania się na własną osobę. Dziękuję Księdzu za lata prowadzenia parafii, za wiele mądrych, pełnych wiary słów wypowiedzianych w czasie kazań, poprzez łamy gazetki i fale radiowe.  Dziękuję za wspaniały czas rozwoju duchowego, który pod jego opieką mogłem przeżyć ja i moja rodzina – Ksiądz przygotował do I Komunii Świętej i sakramentu bierzmowania dwóch moich synów. Ksiądz Marian Rajchel to osoba niezwykle skromna, gorliwy duszpasterz, wrażliwy na potrzeby duchowe i materialne innych osób.

p. Henryk Gołąb

Jest mała rzeczywistość – tę widzimy, słyszymy, dotykamy ..
I jest wielka Rzeczywistość – w tę wierzymy. W niej Panem jest Jezus ..

ks. Marian Rajchel

W książce „Kapłaństwo święte szczęściem zwie…” Waldemar Mikołowicz dodaje: Pierwszą kaplicę, tzw. „zakopiankę”, którą inni nazwali później „Bazyliką pod Drągami”, budowaliśmy po godzinie piętnastej. Wtedy nie pracuje żadna komisja nadzorcza, więc nie zamkną nam budowy – uważał ks. proboszcz. A kiedy zaplombowali już budowę, zdejmowaliśmy plomby (też po 15-tej) i pracowaliśmy dalej. Ks. Marian miał swoją wizję plastyczną i artystyczną. Pamiętam, gdy powstawała Droga Krzyżowa w ogrodzie parafialnym, to w każdym drzewie, w każdej gałęzi widział rękę Bożą, wiedział po co rośnie i jak ją można wykorzystać na rzeźbę czy też do dekoracji.

Parafianie pamiętają, że prace przy budowie najpierw polowego ołtarza w ogrodzie, potem tymczasowego, drewnianego kościoła prowadził sam ks. Marian, „zarażając” do pracy swoim zaangażowaniem, inicjatywą, zapałem coraz więcej parafian. Ks. Marian, budując ten kościół, rozpoczął budowę znacznie ważniejszego  kościoła „duchowego”, tworząc niemałą już wspólnotę, skupioną przy ołtarzu. Uczestników nabożeństw wciąż przybywało. Narastała też w tej wspólnocie potrzeba posiadania „prawdziwego” kościoła. 

fot. Archiwum prywatne
Ks. Marian Rajchel

Najważniejszą osobą na budowie był ksiądz proboszcz, który sprawował funkcję współprojektanta, konsultanta we wszystkich budowlanych problemach, a także mobilizował parafian do maksymalnego zaangażowania przy budowie.

 Bardzo ważną sprawą było dla księdza proboszcza sprawowanie codziennej Eucharystii w jeszcze nieukończonym kościele, nawet za cenę pewnej dezorganizacji w pracach budowlanych. Pracujący przy budowie parafianie denerwowali się, że muszą sprzątać i przerywać prace w prezbiterium na czas wieczornej Eucharystii, nie rozumiejąc do końca, co jest w świątyni najważniejsze.

Atmosferę, nastrój w kościele, wystrój na okolicznościowe uroczystości (również po jego wybudowaniu) tworzył sam ksiądz proboszcz. Z jego pomysłu powstała symboliczna kaplica Bożego Grobu w pomieszczeniu pod prezbiterium, stwarzająca niepowtarzalny nastrój. Projektował również wystrój szopek z okazji świąt Bożego Narodzenia, ołtarze polowe na uroczystości Bożego Ciała i inne uroczystości. Z tych scenerii przebijała zawsze jakaś głęboka myśl uwidoczniona przez sugestywne symbole. 

Duchowość ks. Rajchla dała się zauważyć przy głębokim przeżywaniu sprawowanej Eucharystii, a także w czasie głoszonych homilii, w których jego bogate w swej treści myśli budziły sumienia parafian i zachęcały do pracy duchowej. Cechowała go wielka miłość i cześć dla Matki Bożej, dlatego też wprowadził zwyczaj codziennego odmawiania różańca świętego.

 Wszystkie dzieła, jakie powstały z jego inicjatywy, czynił z potrzeby serca, z maksymalnym zaangażowaniem, wskazując nam parafianom właściwą, jedyną drogę do osiągnięcia najwyższego celu. Był przy tym bardzo taktowny, delikatny, choć wymagający, szczególnie jeśli chodziło o miłość do Boga i drugiego człowieka. 

Ksiądz Marian Rajchel jest dla nas wzorem kapłana bardzo skromnego (śmiało można go określić jako ascetę), oddanego bez reszty służbie Bogu. Każdą wolną chwilę spędzał w konfesjonale, służąc swoją ogromną wiedzą i doświadczeniem w kształtowaniu sumień. Był dla parafian prawdziwym ojcem duchownym. 

Nagłe, niezapowiedziane wcześniej zakończenie posługi jako proboszcza w parafii NMP Królowej Polski parafianie odebrali z wielkim smutkiem i żalem, bo takich charyzmatycznych kapłanów nie ma dziś wielu. Jednocześnie dziękujemy dobremu Bogu, że posłał do naszej małej owczarni tak wielkiego, prawdziwie Chrystusowego kapłana i mieliśmy to wielkie szczęście być przez niego prowadzeni do Boga.   

p. Waldemar Mikołowicz

A gdyby tak zawierzyć całą duszę, ze wszystkich sił, „na przepadłe”, na radość i cierpienie, na chwałę i szyderstwo, na uznanie i krzywdę, na życie i śmierć – jak Ona, Niepokalana ..

ks. Marian Rajchel

Misja Proboszcza trwa ..

W gazetce parafialnej „W cieniu Kolegiaty” nr 1/2021 ks. Marian Bocho, były wikariusz w parafii NMP Królowej Polski dzieli się swoimi refleksjami. Jako proboszcz nowo powstałej parafii – miał wizję żywego Kościoła, w którym ludzie doświadczają Boga w codzienności, dla których Bóg jest bliski, którzy żyją Ewangelią na co dzień… Wprawdzie budował kościół z cegły, tak bardzo przez niego w szczegółach przemyślany i dopracowany, aby mógł jak najlepiej służyć wiernym w uczestnictwie w liturgii. Ale to tylko zewnętrzny znak wielkiej troski ks. Proboszcza o duchowy Kościół, którym są ludzkie serca. Jako budowniczy położył trwały fundament parafii; chciałoby się za Pawłem powiedzieć: a fundamentu innego jak Chrystus nie można położyć… Stąd wielka troska o posługę w konfesjonale, a ludzie doceniali tę Jego gorliwość, dlatego w tamtym czasie bardzo wielu ludzi korzystało z sakramentu pokuty. To doświadczenie w mojej kapłańskiej posłudze nie powtórzyło się więcej. Konfesjonał w którym służył ks. prałat Marian był oblegany, przy jego konfesjonale zawsze było najwięcej penitentów, nieraz pozostawał w nim długo po zakończonych nabożeństwach. Cierpliwie słuchał, wskazywał drogę – jak mówi Paweł – rzucał światło Ewangelii na ludzkie życie i sprawy, na ludzkie serca nieraz poranione i zagubione…

fot. Archiwum prywatne
Ks. Marian Rajchel

Kolejnym bardzo ważnym elementem budowy fundamentu, którym jest Chrystus były prowadzone rekolekcje, seminaria odnowy wiary, wspólnota Odnowy w Duchu Świętym, której tak wiele serca i czasu poświęcał, modlitwa o wylanie Jego darów. Do dziś pamiętam takie wydarzenie, w którym było mi dane uczestniczyć i pamiętam te szczęśliwe twarze ludzi, którzy doświadczali miłości Boga i obecności Ducha Świętego. A za każdym takim wydarzeniem ileż pracy przygotowawczej, spotkań z animatorami, a nade wszystko modlitwy. Ks. prałat pozostawał w ścisłej relacji z Tym, który Go posłał. On wiedział, że uczestnictwo w misji Chrystusa wzywa, by życie stawało się cząstką życia Chrystusa, i że nie można podejmować się ewangelizacji w imię Jezusa, jeżeli najpierw samemu nie będzie się trwać w Nim – naszym Mistrzu. Ks. Rajchel to człowiek, to kapłan modlitwy, wszystkie sprawy nieraz bardzo trudne przeobrażał w modlitwę. Byłem świadkiem Jego modlitwy, miałem mieszkanie naprzeciw kaplicy. Godzinami trwał na klęczkach, do północy i dłużej, a czasem nawet całą noc spędzał w kaplicy przed Panem, na kolanach. To modlitwa stawała się źródłem siły do tej wprost tytanicznej posługi kapłańskiej.

Misja ks. Mariana trwa! Zmieniła się tylko przestrzeń posługi z ziemskiej w niebieską, w duchową. Niech będzie nam mistrzem, jak podejmować misję Jezusa, aby i nasze imiona były zapisane w niebie.

„Gdy kiedyś Pan powróci znów”, oddzieli swoje owce i powie im:
„błogosławieni, posiądźcie Królestwo…”, wtedy wszystkie twarze upodobnią się
(„na podobieństwo Swoje stworzył ich”)

ks. Marian Rajchel